Rezerwat Białej Wody, Wysoka, Wysoki Wierch, Sokolica, Trzy Korony, Jezioro Czorsztyńskie i Żar. Co łączy te miejsca? Przebiega tędy szlak Diamentu Pienin, odznaki przyznawanej przez PTTK Szczawnica. W kolejnych wpisach dowiesz się, jak zostałem 99 osobą, która ją zdobyła.
Przygotowania do wyprawy

W październiku zeszłego roku zdecydowałem się na pierwszą samotną wędrówkę po górach. Przemierzając pienińskie szlaki dowiedziałem się o wielu odznakach turystycznych. Tak zaczęła się moja przygoda z Koroną Gór Polski. Zdobyłem też Małą i Wielką Koronę Pienin, pierwsze odznaczenia od PTTK. Zupełnie przypadkowo trafiłem na informację o Diamencie gdzieś w zakamarkach Internetu. Ciężko mi było wtedy wyobrazić sobie zrobienie takiej trasy. Ziarnko ciekawości i poczucie wyzwania zostały jednak zasiane.
Żeby w ogóle myśleć o Diamencie chciałem najpierw przejść podobny dystans na nizinach. Na którejś z facebookowych grup trekkingowych przeczytałem o Żółtym Szlaku Trójmiejskim. Biegnie od Gdańska do Gdyni przez Trójmiejski Park Krajobrazowy i wynosi około 50 kilometrów. Za pokonanie drogi jednego dnia Klub Turystyki Pieszej Bąbelki przyznaje własną odznakę.

W styczniu zdobyłem przeszedłem Żółty Szlak Trójmiejski. Dystans dał mi jednak mocno w kość. Przez kilka następnych dni czułem spore zmęczenie i zakwasy. Chodziłem wcześniej w długie marszruty ale ten kaliber wyzwania podjąłem pierwszy raz. Udało się jednak i Diament Pienin był w zasięgu ręki (nogi?).
Zacząłem poważniej myśleć o przygotowaniach. Poszedłem do fizjoterapeuty, opowiedziałem o swoich zamiarach i dostałem plan treningowy. Następne trzy miesiące upłynęły mi na ćwiczeniu i częstych, długich spacerach. Bardzo polecam fizjoterapię u Moniki Kasicy (Rehasprint). Dzięki wiedzy specjalistycznej i doświadczeniu w lekkoatletyce pomoże wam przygotować się do swoich własnych Everestów.

Na termin wyprawy wybrałem majówkę. Później okazało się, że nie była to najlepsza decyzja. Między małymi górskimi miejscowościami rzadko jeżdżą autobusy. W święta państwowe często nie kursują wcale. Początek maja to również okres zmasowanego ataku turystów na popularne górskie szlaki. Większość obiektów noclegowych została więc zarezerwowana z wyprzedzeniem.
Oprócz Diamentu za cel obrałem sobie szczyt Radziejowej z listy Korony Gór Polski. W razie niepogody zaplanowałem wyjazd na 5 dni. Zdecydowałem się na nocowanie w Szczawnicy, w pensjonacie Biały Domek. Gospodarze wkładają serce w jego prowadzenie i bardzo polecam się tam zatrzymać. Rodzinna atmosfera sprzyja integracji z innymi gośćmi i po kilku dniach czułem jakbym nocował u przyjaciół. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim przyjęciem. Obiekt położony jest niedaleko głównych szczawnickich atrakcji i przystanku autobusowego. Dodatkowym atutem są niewysokie ceny. Na koniec znalazłem jeszcze lokalną firmę taksówkarską (Szalay Bus), która za niedużą kwotę miała zawieźć mnie na początek szlaku i odebrać wieczorem z jego końca.
Rozgrzewka na Radziejowej

Pierwszy ranek wycieczki nie należał do łatwych. Spóźniłem się na jedyny autobus. Wyglądało na to, że Radziejowa będzie musiała poczekać na bardziej przychylny termin. Po chwili szperania w Google zadzwoniłem jednak do Szalay Busa. Rzutem na taśmę udało się dojechać taksówką do Starego Sącza na autobus do Piwnicznej Zdrój. Stamtąd krótki kurs kolejnej taksówki do Bacówki na Obidzy i byłem na początku szlaku. Chciałem maksymalnie ograniczyć dystans, żeby nie przemęczać się przed Diamentem. Trochę mnie to kosztowało ale jak się bawić to się bawić…
Droga na szczyt z Przełęczy Gromadzkiej zajmuje w porywach półtorej godziny. Mapa Turystyczna pokazuje 1:52h ale moim zdaniem w takim czasie można by ją przejść tyłem lub w butach narciarskich. Ścieżka wiedzie głównie lasem i jest dosyć kamienista. Padał deszcz i trzeba było uważać gdzie stawia się kroki. Przed Przełęczą Żłobki podziwiać można panoramę Beskidu Sądeckiego.
Nie było jej widać przez mgłę, ale i tak było pięknie! Zdziwiłem się jak dużo śniegu leżało jeszcze u góry. Odbiłem swój 25-ty stempel w książeczce KGP i zadowolony udałem się na wieżę widokową. Bardziej z ciekawości niż zamiaru podziwiania widoków. Tym razem nie było zaskoczenia. Nic nie zobaczyłem.
W drodze powrotnej podjechałem taksówką już tylko do Piwnicznej Zdrój. Stamtąd autobusem do Starego Sącza a potem kolejnym do Szczawnicy. Po południu wyszło słońce więc wybrałem się na promenadę nad Grajcarkiem. Była to świetna okazja do przetestowania aparatu, który kupiłem specjalnie na ten wyjazd.

Prognozy pogody podpowiadały, że jedyna szansa na przejście Diamentu Pienin będzie następnego dnia. Umówiłem się więc z taksówkarzem Szalay Bus na kurs do Jaworek skoro świt. Od gospodyni dostałem całą tacę produktów żeby przygotować sobie prowiant na drogę. Miałem zamiar zacząć wędrówkę o piątej rano, więc spakowałem się na przygodę i szybko poszedłem spać.
W następnych wpisach przeczytasz o:
-ogromnym szczęściu, kiedy ludzie wpuszczali mnie w wielogodzinnych kolejkach na Sokolicę, Trzy Korony i do przystani statków na Jeziorze Czorsztyńskim
-awarii statku, która pokrzyżowała plany setkom rowerzystów (i mnie)
-nietuzinkowych miejscach na szlaku, które zupełnie mnie zaskoczyły
-weryfikacji odznaki i planach na kolejne szlaki długodystansowe.
Czytaj dalej:
Diament Pienin cz. 1. Rezerwat Białej Wody – Wysoka – Wysoki Wierch
Diament Pienin cz. 2. Wysoki Wierch – Sokolica – Trzy Korony
Diament Pienin cz. 3. Trzy Korony – Hala Majerz – Niedzica – Żar
Świetny wpis! Oby tak dalej
Dzięki! 🙂
Uważaj, żebyś przez nieuwagę nie stworzył czegoś wiekopomnego i na stałe wpisał się w historię indeksów google 🙂
Pouczająca lektura! Doceniam szczegółowość i dokładność. Szkoda tylko, że niektóre fragmenty są zbyt techniczne dla laików. Mimo to, świetne źródło wiedzy!
Dziękuję za miłe słowo i radę!
Dziękuję! 🙂