Czym są Kolosy?
Kolosy, to nieoficjalna nazwa Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów, która odbywa się każdego roku w Gdyni w marcu. Impreza organizowana jest przez agencję MART oraz Urząd Miasta Gdyni w Polsat Plus Arenie. Trwa trzy dni, podczas których prowadzone są prezentacje o tematyce podróżniczej. Większość wystąpień dotyczy wypraw z roku poprzedzającego imprezę. W tekście opisuje krótko te, które najbardziej zapadły mi w pamięć.
Więcej o Kolosach oraz pełną listę laureatów za rok 2022 znajdziecie tu: kolosy.pl
Wyboista droga na Kolosy
Na Kolosy czekałem od wielu miesięcy, ze względu na zainteresowanie wyprawami, które śledziłem na bieżąco. Ekscytującą była również myśl o spotkaniu podróżników, alpinistów i himalaistów, których bardzo szanuję. Tegoroczna edycja imprezy zaczęła się dla mnie wygraniem wejściówki VIP w konkursie sklepu Sportano.pl na Facebooku. Konkursu, w którym każdy uczestnik wygrał, bo było czterech uczestników… Sklep poprosił o napisanie w komentarzu odpowiedzi na pytanie “Czym dla Ciebie jest wyższy wymiar sportu w dyscyplinie, którą uprawiasz?”. Pomyślałem więc o swoich długich przejściach, kiedy czasami brakowało siły, i o tych chwilach, kiedy podejmowałem ze sobą taką rozmowę:

Podczas późniejszych prelekcji okazało się, że faktycznie większość z prezentujących podróżników, opisywała swoje trudne momenty i sposoby na ich przełamanie. Skala oczywiście nie ta, ale każdy ma swój Everest.
Pierwszym dniem Kolosów była dla mnie sobota 25 marca, odbywały się wtedy prelekcje z najbardziej dla mnie interesującej kategorii “Wyczyn”. Przed wyjazdem do Gdyni poszedłem jednak z rana trenować formę i przetestować nieprzemakalność posiadanego sprzętu. Prognozy zapowiadały deszcz więc więc warunki idealne (spoiler alert, zmokłem). Plan trochę się jednak rozciągnął i pędziłem do domu ‘na wariata’ kiedy kierowca był już w drodze. Zamówiłem Ubera w pośpiechu i w efekcie pojechałem na zły stadion. Polsat Plus Arena Gdańsk a Polsat Plus Arena Gdynia to istotna różnica…
Spóźniłem się więc na prezentację, na której zależało mi najbardziej, czyli na opowieść Łukasza Supergana o trawersie Grenlandii. Łukasz jest dla mnie inspiracją w temacie wędrowania a jego książka Szlaki Polski pomogła mi w formułowaniu własnych planów. Gdy wszedłem na stadion, zobaczyłem jednak Łukasza siedzącego samotnie przy stoliku na korytarzu. Szczęśliwy podszedłem przywitać się i porozmawiać o prowadzonych przez niego kursach długodystansowego wędrowania. Życzyłem mu też powodzenia w nowym rozdziale jego podróżniczej kariery, zdobywaniu ośmiotysięczników. Zrobiłem na pamiątkę zdjęcie i poprosiłem o podpis na moim egzemplarzu Szlaków Polski. Polecam kanał Łukasza na YouTube (https://youtube.com/@ukaszSupergan) i podcasty 8a z jego udziałem. Znajdziecie tam wiele cennych porad dotyczących wędrowania, gór i nie tylko!

O projektach Łukasza i prowadzonych przez niego kursach przeczytacie na jego stronie https://lukaszsupergan.com/.
Kiedy chciałem odebrać wejściówkę “VIP” okazało się, że organizatorzy już ich nie posiadają i zapytali czy będę zadowolony z plakietki “Media”. Nie narzekałem! Chociaż czułem się trochę jak naciągacz paradując z tym identyfikatorem, bo media ze mnie żadne (nawet ten blog jeszcze wtedy nie istniał) a moi rozmówcy ze względu na identyfikator prawdopodobnie traktowali mnie trochę inaczej. W przyszłym roku być może uda się na takie wejście już „zasłużyć”, trzymajcie kciuki.

Czekając na kolejne prelekcje w stadionowym bufecie, przysiedli się do mnie jacyś obcy ludzie, zagili i pogratulowali udanej prezentacji… Odpowiedziałem, że bardzo mi miło ale musieli mnie z kimś pomylić. Okazało się, że pomylili mnie z Szymonem Makuchem, biegaczem który opowiadał o swoim projekcie KarakoRun. Sportowiec przebiegł 810 km przez Karakorum, Hindukusz i Himalaje, może to kwestia tego identyfikatora, w każdym razie bardzo pochlebne porównanie. Mimo wszystko rozmawialiśmy o górach chyba z pół godziny. Nie zdziwię się jeśli spotkam ich gdzieś przypadkiem na szlaku, bo plany mieli dosyć podobne do moich.
„Osiemdziesiąt szczytów hulajnogą dla lawendowej dziewczynki”

Paweł Kalinowski, nauczyciel WF-u, podbił serca publiki opowieścią o projekcie, w ramach którego przejechał łącznie ponad 2500 kilometrów na hulajnodze. Pokonując trasę od szczytu do szczytu Paweł zdobył Diadem oraz Koronę Gór Polski zbierając pieniądze dla ciężko chorej dziewczynki Olgi. Relacje, które wysyłał Oldze z drogi raz przyprawiały o szeroki uśmiech, za sprawą entuzjazmu i pozytywnej energii Pawła. Zaraz znów jednak sprawiały pocenie się powiek ze wzruszenia.
Spotkanych darczyńców oraz pomocnych ludzi nazywał „Aniołami” i przedstawiał ich w swoich filmach wysyłanych dziewczynce. Hulajnogę, której używał na wyprawie, przywiózł ze sobą i można było ją oglądać w dużej sali Kolosów. Nie jest to pierwsze co człowiek ma przed oczami kiedy słyszy hasło “hulajnoga”. Bardziej przypomina rozmiarami (i zapewne wagą) rower górski, co czyni wyczyn Pawła robi się jeszcze bardziej imponującym,
Więcej o projektach Pawła przeczytacie na jego stronie https://pawelkalinowski.pl/
„Biedronki na biegunach. Nim zapałka spłonie”

Drugą prelekcją, której bardzo chciałem posłuchać, była opowieść Mateusza Waligóry o samotnej wyprawie na biegun południowy. 13 stycznia zakończył wyprawę trwającą 58 dni, w trakcie której przebył około 1250 km, startując z zatoki Hercules Inlet. Podróżnik całą drogę pokonał na nartach a potrzebny sprzęt ciągnął za sobą na saniach ważących ponad 100 kg. Największym wyzwaniem była konieczność przeciągania sań przez zastrugi, zaspy śnieżne osiągające nawet do 2-3 metrów. Temperatury w najzimniejszym okresie przejścia w grudniu sięgały poniżej minus 40 stopni Celsjusza.
Podczas prelekcji polarnik opowiadał o wyprawowych trudnościach, i o tym jak dość wcześnie przestał wierzyć w sukces. Zapasów ubywało zdecydowanie za szybko jak na obrane tempo wędrówki. Kiedy nadeszło załamanie pogody i nie było możliwości wyjścia z namiotu, spędzał czas słuchając książki „Wszystko za życie”. W przesłuchanym akurat rozdziale Jon Krakauer spalił swój namiot niedopaloną zapałką. Mateusz w tym trudnym momencie zapalił w swoim namiocie zapałkę, która dodała mu otuchy i odrobinkę ciepła. Moment ten, jak mówił sam podróżnik był dla niego przełomowy. Przygotował więc dla publiczności 58 zapałek do zabrania na pamiątkę i „na szczęście” w realizowaniu swoich celów. Nie załapałem się na zapałkę ale zauważyłem, że nikt nie wziął pudełka. Kiedy po prelekcji Mateusz podpisywał książki, podpisał się również na zdobytym przeze mnie pudełku. Będę o nim myślał kiedy sam znajdę się w trudnej sytuacji w trakcie własnych wędrówek.

O tej i innych wyprawach Mateusza przeczytacie na jego stronie http://www.mateuszwaligora.com/
„6330 kilometrów pieszo przez góry Europy”

Opowieść o niesamowitej przygodzie górskiego przejścia Europy poprowadzili Anna Liszewska i Matúš Lašan. Małżeństwo znane w social mediach jako Świat Okiem Piechura przeszli 6300 km. Po drodze zrobili 274 tys. metrów podejść a wędrówka zajęła im 222 dni. Wędrownicy przeszli przez 16 krajów, od Bułgarii po Hiszpanię, idąc o siłach własnych mięśni i śpiąc zazwyczaj w namiocie.
Początek projektu przypadł na wczesną wiosnę, a koniec na późną jesień. Najtrudniejszym odcinkiem były Alpy, ze względu na nieprzewidywalną pogodę. Ciężko w krótkim tekście podsumować tak długi i trudny projekt. Zacytuję więc kilka statystyk podanych przez Annę na ich Facebookowym fanpage’u żeby zobrazować skalę wyczynu:
- Maksymalna odległość pokonana w jednym dniu: 51,72 km
- Najwyższy punkt na trasie: 2971m n.p.m. (Wildgrat- Austria)
- 124 razy byliśmy na wysokości 2000m. n.p.m.
- 37 razy w jednym dniu pokonaliśmy ponad 2000m podejść, z czego raz, 7 dni pod rząd
- Średni dzienny dystans: 32,46 km
- Średni dzienny czas na nogach (z przerwami): 12 h 30min
- 1560 zjedzonych batonów
- 5 par butów na osobę
- Najdłuższa przerwa pomiędzy uzupełnianiem zapasów: 6 dni
- Najdłuższa przerwa bez prysznica: 8 dni
- Najdłuższy okres bez prania: 12 dni (chciałabym zaznaczyć, że mieliśmy ze sobą tylko jeden zestaw ubrań)
- Średni miesięczny koszt wędrówki: 985 EUR na osobę

Zachęcam do odwiedzania kanałów Ani i Matúša na social mediach: facebook.com/SwiatOkiemPiechura Instagram.com/swiatokiempiechura
„Szczyt marzeń. Druga po Wandzie Rutkiewicz”

Opowieści Moniki Witkowskiej towarzyszyły mi w trakcie zeszłorocznych wycieczek kiedy zdobywałem Koronę Gór Polski. Umilały długie godziny spędzone w samochodzie na dojazdach do kolejnych miejscowości. Wywiadów z podróżniczką i himalaistką o jej wyprawach na ośmiotysięczniki słuchałem z ogromnym zaciekawieniem. Również z takim nastawieniem czekałem na jej kolosową prelekcję. Monika jako druga Polka w historii (po Wandzie Rutkiewicz w 1986 roku) zdobyła K2 22 lipca 2022 roku. Wejście na drugą górę świata zwieńczyło jej dziesięcioletnią przygodę z ośmiotysięcznikami. Wcześniej stawała na szczytach Mount Everestu (8848), Manaslu (8156) i Lhotse (8516). Wcześniej, w 2015 roku zdobyła również Koronę Ziemi rozszerzoną o Mont Blanc i Górę Kościuszki.
W 2021 roku polka otarła się o śmierć na Broad Peaku. Zemdlała i później ocknęła się podczas 300-metrowego zjazdu stromym zboczem na wysokości 7500 m. Dopiero za trzecią próbą udało się jej zahamować czekanem. O wydarzeniach na Broad Peaku opowiada w swojej ostatniej książce „Broad Peak. Darowane życie”. Tamtego pechowego sezonu według relacji Moniki z około czterdziestu wspinaczy szczyt zdołało zdobyć zaledwie pięciu. Jednym z nich był osławiony Mr. Kim, koreański niepełnosprawny himalaista, który wchodząc na Broad Peak zamknął koronę Himalajów i Karakorum. Niestety, schodząc ze szczytu Koreańczyk zgubił się i wpadł do szczeliny, nie udało się go uratować. Kim Hong-bin trzydzieści lat wcześniej stracił wszystkie palce podczas próby zdobycia Denali.

Z wyprawy na K2 w pamięć polskiej himalaistce zapadły niestety również nieprzyjemne obrazy. Śmietnika, który zostaje po ekspedycjach zwijających się z bazy II (6760 m) w słowach Moniki nie da się „odzobaczyć”. W felietonie, który napisała dla listopadowego wydania Magazynu Na Szczycie pisze tak: „Mnóstwo porwanych namiotów, połamane rurki stelaży, walające się gazowe kartusze, jakieś puszki, resztki jedzenia, niezabrane karimaty, strzępy ubrań… Kolorowy, ale bardzo smutny śmietnik tak niepasujący do otoczenia i majestatu gór, stanowiący gwałt na nieskazitelnej przyrodzie cudu natury, jakim są góry Karakorum.” Śmietnik na K2 nie jest efektem pojedynczej wyprawy, a „zapracowały” na niego pokolenia wspinaczy. Zazwyczaj himalaiści zabierają ze sobą cały sprzęt. Kiedy dochodzi jednak do radykalnego załamania pogody i obóz zostaje zniszczony, to już nikomu nie zależy żeby go z takiej wysokości znosić. Wracającym ze szczytu wspinaczom brakuje też czasami siły żeby zabrać w pełni sprawny sprzęt. Globalne ocieplenie przyczynia się również do odsłaniania warstw śmieci, które przez lata pozostawały zasypane pod śniegiem.

O wyprawach Moniki i jej działalności przewodnickiej przeczytacie na jej stronie https://monikawitkowska.pl/
I po Kolosach
Ośmielony posiadanym identyfikatorem podszedłem do stanowiska Magazynu Na Szczycie porozmawiać z przedstawicielami redakcji. Usłyszałem, że relacje z polskich szlaków są podobno mile widziane więc trzymajcie kciuki, być może w przyszłości dojdzie do współpracy. Zapytany gdzie można przeczytać moje teksty nie do końca wiedziałem jednak co powiedzieć, bo wtedy jeszcze nie można było nic przeczytać. No, może poza krótkimi wpisami na Instagramie i Facebooku. Otrzymałem więc duży zastrzyk motywacji, żeby przyspieszyć prace nad tym blogiem. Długie szlaki jednodniowe (mnie interesują takie od około 50 km w górę) nie są tematem często poruszanym. Być może jest to nisza, z której uda mi się coś ukręcić!

Ostatniego dnia Kolosów mój mały plecaczek był cięższy niż 40-litrowy plecak turystyczny z którym wędrowałem dzień wcześniej. Między prelekcjami odwiedzałem stanowiska wydawnictw albo kupowałem książki prosto od prelegentów po ich wystąpieniach. Będzie co czytać do końca roku (pewnie nawet przyszłego). Z widocznych na zdjęciu książek jedna pomaga mi przygotować się do wyprawy, którą już zaczynam planować ale póki co nie zdradzam o którą chodzi.

Świetna relacja, pełna pasji, widać, że się dobrze bawiłeś!
Ostatnio historia mnie najbardziej urzekła – hardcorowe Camino de Santiago do mojej ukochanej Galicji. Wspaniale.
Dzięki Marta! Nigdy nie byłem w Galicji ale jak słuchałem opowieści to coraz bardziej mi się chcę. Będę w przyszłym roku (mam nadzieję) w Picos de Europa w Asturii więc moooże będzie okazja :D.