Żar z Dursztyna
Ostatniego dnia wycieczki mieliśmy wymeldować się około 12:00 i ruszyć w drogę na lotnisko. Do zdobycia Wielkiej Korony Pienin został mi jednak Żar (883 m) i nie chciałem go odpuszczać. Chwilę po 07:00 wyjechałem w kierunku Dursztyna, miejscowości położonej około 35 km od Szczawnicy.
Droga leży w dolinie między Gorcami a Pieninami. Wczesnym rankiem często tworzy się w niej gęsta mgła. Za Jeziorem Czorsztyńskim w okolicach Frydmana Pieniny Spiskie wyłaniały się z mgieł spowijających pola. Żałuje, że nie zatrzymałem się żeby zrobić zdjęcie, bo widok był niesamowity. Spieszyłem się jednak bo czas gonił, trzeba było zdążyć wrócić i wymeldować się na czas z hotelu. Samochód zostawiłem w Dursztynie niedaleko kościoła i ruszyłem czerwonym szlakiem w stronę Żaru.

Po około dwudziestu minutach spaceru drogą biegnącą przez łąki, dotarłem do Jurgowskich Stajń. Obecnie kompleks używany jest jedynie częściowo i powoli likwidowany. Latem można jeszcze kupić tu oscypki i inne produkty z owczego mleka.

Szlak przed stajniami odbija w lewo i po kilkuset metrach wzdłuż lasu zaczyna się strome podejście. Jest to zdecydowanie najbardziej wymagający fragment spośród znanych mi szlaków w Pieninach. Często porównuje się go ze „Ścianą Płaczu” na Lackowej w Beskidzie Niskim czy podejściem na Waligórę ze schroniska Andrzejówka w Górach Kamiennych.

W pewnym momencie zorientowałem się, że zostawiłem kluczyki w samochodzie… Byłem już jednak blisko celu więc zwiększyłem tempo zamiast zawrócić na parking. Strome podejście kończy się przy szczycie Lós. Dalej szlak biegnie grzbietem Żaru na wschód. Po drodze minąłem wlot do jaskini Dziura Mutiego, do której można łatwo wpaść. Trzeba uważać gdzie się stawia kroki! Po kilkuset metrach wędrówki doszedłem do wieży widokowej. Jest tutaj tabliczka szczytowa i skrzynka z pieczątka PTTK.
Takim sposobem zdobyłem swoje pierwsze dwie odznaki turystyczne. Wszedłem szybko na wieżę, która nie była w najlepszym stanie technicznym. Znów trzeba było uważać pod nogi. Nie wszystkie szczeble były tam gdzie powinny a niektóre ledwo się trzymały.
Ze szczytu zszedłem (właściwie to zbiegłem) błyskawicznie z nadzieją że będę miał czym wrócić do Szczawnicy. Trasę, która w obie strony zajmuje według Mapy Turystycznej 2 godziny i 10 minut, zrobiłem w około 50. Ze względu na położenie nieco na uboczu od najpopularniejszych pienińskich atrakcji, Żar jest często pomijany. Po drodze, mimo pięknej pogody nie spotkałem nikogo. Bardzo polecam ten szlak, odpoczniecie tu od tłumów nawet w szczycie sezonu.
Przebyta trasa: Dursztyn – Jurgowskie Stajnie – Żar (Branisko) – Jurgowskie Stajnie – Dursztyn
Góra Zamkowa z Krościenka

Mijając Krościenko w drodze powrotnej stwierdziłem, że zatrzymam się na ostatni spacer. Bardzo nie chciałem żegnać się z Pieninami a dzięki szybkiej akcji na Żarze zostało mi jeszcze trochę czasu. Samochód zostawiłem na parkingu „Trzy Korony” i ruszyłem żółtym szlakiem w górę. Ostatnim celem wycieczki była Góra Zamkowa.

Po dwóch kilometrach leśnej ścieżki minąłem Bańków Groń i kilka minut później doszedłem do Polany Wyrobek. Dochodziła 11:00 i w parku narodowym szybko przybywało ludzi.
Skręciłem na niebieski szlak w stronę Góry Zamkowej. Ścieżka wiedzie lasem jest niewymagająca, spokojnie można się wybrać z dziećmi. Nie nastawiajcie się jednak na zwiedzanie. Ruiny Zamku Pienińskiego to zaledwie kilka fundamentów obok których postawiono tablice informacyjne.

Wierzchołek jest zalesiony przez co niewiele stąd widać. Mimo tego polecam dla wszystkich, którzy wybierają się na Trzy Korony z Krościenka. W ten sposób urozmaicić można nieco tą krótką wycieczkę i ominąć część tłumów. Podszedłem jeszcze kawałek na sąsiednie Kosarzyska i wróciłem tym samym szlakiem do parkingu.

Dojechaliśmy na lotnisko Kraków-Balice około 16:00. Ze względu na niskie ceny biletów lotniczych w porównaniu z kolejowymi byłem tam chyba szósty raz w roku (i nie ostatni). Do Gdańska wracaliśmy LOTem więc czekała nas przesiadka w Warszawie… Przyzwyczaiłem się później do przesiadania po zaledwie 30 minutach podróży i czekania godzinę na kolejny lot, ale o tym w następnych wpisach.

Samolot z Warszawy do Gdańska był opóźniony. Korzystając z okazji, na lotnisku Chopina w Warszawie poszedłem zagrać na publicznie udostępnionym fortepianie. Chwilę później podszedł do mnie inny oczekujący turysta i spytał po angielsku czy może mnie nagrać. Zagrałem to, co znałem wtedy najlepiej a on kręcił jakieś wymyślne ujęcia. Fragment rolki, którą zmontował uchował się w archiwum relacji i możecie obejrzeć go poniżej.
I po przygodzie

Po powrocie do domu szybko zapisałem się do klubu Korony Gór Polski i poprosiłem o ekspresową wysyłkę książeczki. Potrzebowałem jej do potwierdzenia wejść na sześć szczytów, które czekały na mnie zaledwie półtora tygodnia później. Zorganizowałem swoją pierwszą wyprawę z myślą o zdobywaniu szczytów z listy KGP. Bardzo ciężko było wyjeżdżać z Pienin. Tamtejsze szlaki zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Przede mną było jednak 28 szczytów w całej Polsce, a w tym powrót w Pieniny i okolice po stemple ze szczytów Wysokiej i Radziejowej. Przeglądając górskie odznaki od PTTK dowiedziałem się wtedy o Diamencie Pienin. Żeby zdobyć odznakę należało jednego dnia przejść 52-kilometrową trasę z Przełęczy Rozdziela przez Wysoką, Wysoki Wierch, Sokolicę, Trzy Korony, jezioro Czorsztyńskie i Żar do mostu na rzece Białce. Wtedy ciężko mi to było sobie wyobrazić. W maju 2023 wróciłem do Szczawnicy i przeszedłem trasę w idealnych warunkach pogodowych. Przeczytacie o tym już niedługo!
Czytaj dalej:
Dzień czwarty: Pienińska jesień – Wysoki Wierch i spływ Dunajcem