Najładniejsza ławeczka w Polsce
Na przedostatni dzień wycieczki zaplanowaliśmy spływ Dunajcem tradycyjną łodzią flisacką. Do zdobycia Wielkiej Korony Pienin zostały mi jeszcze dwa szczyty. Jeden z nich, Wysoki Wierch, leży niedaleko wsi Szlachtowa, zaraz obok Szczawnicy. Zjadłem śniadanie o 7:00, tym razem uprzedzając wcześniej obsługę, i ruszyłem w drogę.
Auto zostawiłem w Szlachtowej na nieoficjalnym parkingu w okolicy mostu na Grajcarku. Kolejny dzień utrzymywały się idealne warunki do wędrówki – ani jednej chmury na niebie i lekki, przyjemny wiatr. Rano było co prawda dosyć chłodno, około 10 stopni, ale po południu temperatura sięgnąć miała nawet 20.
Początek drogi to kilka minut spaceru między zabudowaniami i kilkadziesiąt metrów lasem. Dalej szlak wychodzi na ogromną polanę, na której pasą się owce. Trzeba uważać na psy pasterskie, które pilnują stada. Napędziły mi trochę stracha ale skończyło się na szczekaniu i warczeniu. Słyszałem historie, że potrafią ugryźć więc jeśli chcecie zdjęcia z owcami to radzę dobrze przemyśleć.

Ścieżka prowadziła przez straszne błoto, które obchodziłem trawą. Mijając po drodze Opalańczyk (711 m) a potem Huściawę (818 m) dotarłem po kilkunastu minutach do skrzyżowania szlaków. Widać już stąd Wysoki Wierch i część panoramy Tatr.
Odbiłem w lewo i po chwili przechodziłem obok Rabsztyna (847 m), o którym pisała m.in. Maria Konopnicka. Nie prowadzi tam szlak turystyczny, ale można na niego wejść.

Żółty szlak wiedzie na około Wysokiego Wierchu, obok Bacówki i po kilkuset metrach skręca ostro na szczyt. Można też pójść prosto, ścieżką której nie sposób przeoczyć, ze względu na koleiny i trawę wyjeżdżoną przez samochody terenowe. Nie jest oznaczona ale znajdziecie ją na mapie. Teren nie należy do parku narodowego i podobno regularnie spotkać tu można entuzjastów sportów motorowych…

Po chwili znalazłem się na górze. Ostatni fragment podejścia jest dosyć stromy i trochę ślizgałem się w błocie. Udało mi się wdrapać chociaż brnąłem niezdarnie w głębokiej trawie.
Na szczycie jest słup z tabliczką i pieczątką PTTK. Przybiłem więc stempel na mapie papierowej do późniejszej weryfikacji odznaki. Stoi tutaj też moim zdaniem najpiękniejsza ławka w Polsce. Chodzi oczywiście o widoki, które można z niej podziwiać, nie o ławkę samą w sobie. Widać stąd Tatry, Pieniny Właściwe, Gorce i część Beskidu Sądeckiego. Ze względu na swoje uroki, Wysoki Wierch jest popularnym plenerem sesji ślubnych.

Przy ławce zamontowano tablicę pomagającą w rozpoznaniu szczytów w panoramie Tatr. Stoją tu również drogowskazy pokazujące dystans do najpopularniejszych gór świata: Mont Blanc, Everest, Denali czy Elbrus. Nacieszyłem oczy widokami, zrobiłem kilka zdjęć i wróciłem na parking tą samą drogą.

Przebyta trasa: Szlachtowski Potok – Pod Huściawą – Wysoki Wierch – Pod Huściawą – Szlachtowski Potok
Flisacką tratwą przez Przełom Dunajca
O 10 pojechaliśmy do Sromowców Wyżnych busem biura turystycznego, które organizowało spływ. Sezon flisacki trwa od 1 kwietnia do 31 października, trafiliśmy więc na jego ostatni dzień. Tradycyjna łódź używana do przewozu turystów to tak naprawdę kilka mniejszych, wąskich łódek związanych ze sobą linami. Mieści kilkanaście osób i dwóch flisaków.
Bilety dostępne są w różnych wariantach. Można zacząć w przystaniach w Sromowcach Wyżnych lub Niżnych i skończyć w Szczawnicy lub Krościenku. Bilety kosztują około 95 zł normalny oraz 65 zł ulgowy dla dzieci w wieku do 10 lat. Cała przygoda trwa około 2 godzin. W jej trakcie posłuchacie góralskich opowieści o lokalnej kulturze i tradycji. Zapamiętałem historię przewodnika turystycznego, który spadł z Sokolicy. Zrozpaczeni turyści musieli kupić nowy przewodnik…

Nie wystarczy jednak sypać suchymi żartami żeby zostać flisakiem. Przede wszystkim należy być mieszkańcem Sromowców Niżnych, Wyżnych, Krościenka, Czorsztyna lub Szczawnicy. Na początku trzy lata pływa się pod okiem Mistrza Flisaka a później trzeba jeszcze zdać egzamin.
W łódce było znacznie zimniej niż w trakcie wędrówki i nieco zmarzliśmy. Warto się na to przygotować, szczególnie jesienią i wiosną. Zdecydowanie polecam wzięcie udziału w takim spływie. Mimo, że bilety nie są tanie, to naprawdę warto zobaczyć Przełom Dunajca z bliska.

Na podsumowanie dnia pojechaliśmy jeszcze do Czorsztyna i Niedzicy. Chcieliśmy zwiedzić dwa zamki leżące po przeciwnych stronach Jeziora Czorsztyńskiego. Niestety żaden z nich nie był już otwarty. Warto było się tam jednak wybrać chociażby dla samych widoków. Wokół jeziora biegnie bardzo popularny szlak rowerowy Velo Czorsztyn. Popularną atrakcją jest też rejs statkiem lub gondolą między zamkami.

Następnego dnia koło południa mieliśmy ruszać z Hotelu Maria do Krakowa na lot do Gdańska. W głowie miałem jednak jeszcze Wielką Koronę Pienin i potrzebny do jej zdobycia Żar.
Czytaj dalej:
Dzień trzeci: Pienińska jesień – pętla Sokola Perć, Trzy Korony, Czerwony Klasztor, Leśnica